Podniosę kielich zbawienia i wezwę imienia Pańskiego" (Ps. 116,13)
Te słowa od ponad 50 lat towarzyszą naszemu Księdzu Kanonikowi Tadeuszowi Wilamowskiemu, do 31 lipca 2006 roku proboszczowi parafii Św. Bartłomieja Ap. w Sampławie. Szanowny Ksiądz Tadeusz zgodził się udzielić odpowiedzi na kilka pytań.
J.S.:
Lata, w których rozpoczynał Ksiądz pracę duszpasterską to nie był okres łatwy dla Kościoła, był to, bowiem rok 1957, dokładnie 21 grudnia. Jak w takich warunkach radził sobie „świeżo upieczony" kapłan?
Ks. T.W.:
Proszę pozwolić, Droga Pani Jadwigo, że najpierw odniosę się do zacytowanych przez Panią słów Ps. 116. Stały się one dla mnie bardziej wyraziste teraz. Jednak motto, które towarzyszyło mi od początku kapłaństwa, to słowa zapisane u Św. Jana Ap. w jego I-szym liście: „Bóg jest miłością" (zob. 1J 4,8.16); znalazły się one na moim obrazku prymicyjnym i teraz na jubileuszowym.
A teraz odnośnie tego trudnego czasu... To był pierwszy zapał kapłana - młodzieńca. Umysł, serce pełne ideałów, tęsknoty za pracą. Nie myślało się, przynajmniej z lękiem, o trudnościach i niebezpieczeństwach. Starsi, bardziej doświadczeni kapłani, musieli nieraz „studzić" nas młodych i przypominać o roztropności duszpasterskiej w niebezpieczeństwach tamtych czasów. Ale dla Jezusa i Jego Kościoła byliśmy gotowi ponosić trudy i ofiary, i ponosiliśmy.
J.S.:
Kapłańskie ścieżki prowadziły Księdza od Wyższego Seminarium Duchownego w Pelplinie poprzez wikariat w Chełmży do Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego na wydział teologii pastoralnej, kierunek pedagogiczno - katechetyczny. Czy chciał się wówczas Ksiądz poświęcić przede wszystkim pracy z młodzieżą?
To podczas pracy z młodzieżą na I-szej placówce duszpasterskiej w Chełmży zrodził się pomysł - potrzeba pogłębiania studiów, by móc bardziej rozumieć młodzież i więcej jej dawać. Stąd prosiłem Ks. Biskupa o skierowanie mnie na studia psychologiczne. Wola Ks. Biskupa była jednak inna, bo na psychologię już wcześniej zgłosił się mój kolega kursowy. Pomyślałem więc o pedagogice, a że nie było wtedy jeszcze na KUL-u samodzielnej katedry pedagogiki, próbowałem w ramach teologii pastoralnej realizować moje zainteresowania, by potem służyć młodzieży, którą system komunistyczny bardzo odgradzał od kontaktów z kapłanem.
J.S.:
W roku 1967 po obronie pracy magisterskiej rozpoczyna Ksiądz pracę w parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Tczewie. Był to chyba dobry okres w życiu, ponieważ w rozmowach często wspomina Ksiądz tamte czasy.
Ks. T.W.:
„Pierwszą miłością" mojej pracy duszpasterskiej, też z młodzieżą, był wikariat w Chełmży (przez 6,5 roku od Święceń Kapłańskich). Dlatego Chełmża głęboko zapadła w serce, chociaż (a może dlatego), że był to ogrom pracy, choćby z samą katechezą (nawet 38, aż do 42 lekcji tygodniowo), i to na poziomach od l-szej kl. szkoły podstawowej do liceum (maturzystów).
Jednak w Tczewie, a było to zaraz po ukończeniu studiów na KUL, mogłem bardziej związać się z młodzieżą szkół średnich, którą ogarnialiśmy i organizowaliśmy niejako „w konspiracji" przed inwigilującymi sługami reżimu, wraz z Ks. Piotrem Wysgą i Mieczysławem Więckowskim (obecnie zasłużonymi proboszczami w Tczewie), którzy mieli piękne talenty do pracy z młodzieżą i stanowiliśmy zgrany „triumwirat" w pracy duszpasterskiej, a zwłaszcza z młodzieżą - umiłowaną i wspaniałą. Poza katechizowaniem było to prowadzenie chóru, koncerty, też na wyjazdach, rajdy (urocze Kaszuby!), andrzejki, bale, spotkania w domu (w wikariatce), który stał się domem młodzieży. A wszystko to było, pamiętajmy, „zakazane" i były na to paragrafy.
J.S.:
Kolejny etap to...
Ks. T.W.:
...to skierowanie mnie dekretem od Ks. Biskupa „z zaskoczenia" - bo byłem wtedy (za zgodą Ks. Bpa) w Szkocji w rodzinie stryja - do Wyższego Seminarium Duchownego w Pelplinie, by przejąć zajęcia z pedagogiki i katechetyki. Niestety, przyjąłem tę decyzję Ks. Bpa niedojrzale (tak to dziś oceniam); chciałem pozostać w pracy duszpasterskiej wśród młodzieży. Ze łzami w oczach (dosłownie!) błagałem Ks. Bpa, by nie posyłał mnie do Pelplina, bo ja nie dam rady (było to już 4 lata po studiach). Ks. Bp okazał się nieustępliwy i „uzbrojonego" w błogosławieństwo biskupie odesłał do spełnienia jego woli, przecież Bożej...
J.S.:
3-go Września 1972 r. na podstawie dekretu Ks. Biskupa obejmuje Ksiądz parafię w Sampławie. Wiem, że parafia ta została przydzielona Księdzu w zasadzie z powodu rodziców, którzy chcieli dzielić ze swoim synem radości i smutki proboszczowania, ale w realiach wiejskiego świata. Nie była to zbyt ryzykowna decyzja?
Ks. T.W.:
Pisemną prośbę o wiejską parafię złożyłem u Ks. Bpa już przed wyjazdem do Szkocji, a w motywacji był między innymi ten element zajęcia się rodzicami. Dlatego też tak zaskoczył mnie, po powrocie z zagranicy, dekret biskupi kierujący mnie do W.S.D.
Obowiązki wykładowcy starałem się wypełniać jak umiałem najlepiej, ale ciągle trwałem w stanie tymczasowości (nawet się całkowicie nie rozpakowałem), z nadzieją na spełnienie mojej prośby o parafię. A co do wspomnianego przez Panią ryzyka, to jest ono w jakimś stopniu w każdej decyzji, ale coraz bardziej uczyłem się składać je w dłonie Bożej Opatrzności.
J.S.:
Zaraz po przejęciu obowiązków proboszcza rzuca się Ksiądz w wir pracy zarówno duszpasterskiej jak i gospodarczej. Co z tamtego okresu utkwiło Księdzu najbardziej w pamięci?
Ks. T.W.:
Najpierw trud przestawienia się ze środowiska miejskiego na wiejskie (także, a może przede wszystkim w kontaktach z młodzieżą). Ale to przecież powrót do korzeni - wyrosłem na wiejskiej glebie, i to mój świat.
W pamięci utrwaliły się też pierwsze zmagania o przeprowadzenie tak koniecznego wtedy remontu dachu na kościele (a także i plebani) - w warunkach, w których potrzebne materiały były dla kościoła, dla księży prostą drogą nie do zdobycia, a przynajmniej bardzo trudno. A jak wchodzić na „kręte ścieżki", by pozostać uczciwym, kapłanem...; przecież „cel nie uświęca środków"... Bardzo pomagali parafianie, nieraz nie bez narażania się...
J.S.:
Jedną z pierwszych pielgrzymek, jaką Ksiądz zorganizował, to pielgrzymka kobiet do Częstochowy na jubileusz 600-lecia Cudownego Obrazu i złożenie votum „Kielich Życia i Przemiany". Trudno dziś wymienić wszystkie, ale może wspomnę o tych, które na długo zapadły w naszej pamięci. Były to wyjazdy na spotkania z Ojcem św. Janem Pawłem II, spotkania młodzieży na Diecezjalnym Forum Młodych w Toruniu, nad Jeziorem Lednickim. Pielgrzymki do Rzymu, Częstochowy, Lichenia, Kalwarii Zebrzydowskiej, Wadowic, Łagiewnik czy coroczne do Lip. Od kilku lat wyjeżdża Ksiądz do Medugorje. Może dwa słowa na ten temat?
Ks. T.W.:
Wielokrotnie już wyjeżdżałem do Medugorje z Niemiec pielgrzymką organizowaną z Bremen przez pochodzącego z Tczewa Pana dra Henryka Janickiego, prawdziwego świeckiego apostoła, któremu zależało, by pielgrzymi mieli kapłana. Medugorje - nie ma tu możliwości nawet skrótowo mówić o trwających tam jeszcze objawieniach Matki Bożej „Królowej Pokoju" - choć nie potwierdzone oficjalnie przez Kościół, jest miejscem modlitwy, nawrócenia („konfesjonał świata"), Eucharystii, adoracji, ofiarnego wspinania się po kamieniach, głazach i skałach na Górę Objawień drogą tajemnic różańcowych i na Kriżewac z rozważaniem stacji Drogi Krzyżowej, i to ludzi, dosłownie, z całego świata. Dlatego jest miejscem cudów, nie tylko objawień wizjonerom, ale i cudów przemiany serc ludzkich. Rozmowy, spowiedzi, modlitwy, przeżycia religijne, jakie mam w podróży i w dniach pobytu w Medugorje są bogactwem, którego tu wypowiedzieć nie zdołam.
ciąg dalszy" />
J.S.:
Dzięki niemalże ojcowskiej trosce o parafię, o jej duchowy rozwój, doprowadza Ksiądz do misji ewangelizacyjnych, które owocują powstaniem kościoła domowego, wspólnot Miłosierdzia Bożego (młodzieżowej i dorosłych), akcji katolickiej, reaktywują się róże żywego różańca, caritas. Święci Ksiądz nowe, przydrożne kaplice: Jezusa Miłosiernego i Matki Boskiej Fatimskiej w Rodzonem, Izydora Oracza w Sampławie. Mimo rozlicznych obowiązków, jakie wynikały z racji posługi kapłańskiej i katechetycznej zawsze znalazł Ksiądz czas, aby poświecić świetlicę, wodociąg, szkołę czy bojowy wóz strażacki.
Proboszcz to przede wszystkim duchowy opiekun, przewodnik, pilot prowadzący pielgrzymkę swoich parafian do Boga, ale też gospodarz i administrator. O jakich przedsięwzięciach zechce Ksiądz opowiedzieć?
Ks. T.W.:
Poza wspomnianym już remontem i zabezpieczeniem kościoła (dach, mury), Bogu dziękuję za ofiarność wiernych, dzięki której można było przeprowadzić posoborową adaptację liturgiczną prezbiterium, chociaż tu żałuję dawnej nastawy ołtarza, ale byłem jako młody ksiądz posłuszny decyzjom dwustronnych komisji konserwatorskich (diecezjalnej i wojewódzkiej). Cieszy też trwałe ogrodzenie terenu przykościelnego, które jest piękną ramą dla tak uroczo położonego kościoła, którego podświetlenie podsunąłem lokalnym władzom. A ostatnim akcentem, tuż przed przejściem na emeryturę, był nowy dzwon w miejsce zabranego przez hitlerowskiego okupanta.
Kronika Parafialna, którą zawdzięczamy „benedyktyńskiej" pracy Pana mgr Mariana Dorawy z Torunia, bezinteresownego autora wielu prac w naszym kościele, zawiera dokonania - nie moje, ale tak ofiarnego tu ludu Bożego, któremu jestem wdzięczny tym bardziej, że jest to przecież część społeczności parafialnej, która zawsze dźwigała ciężar wydatków na te dokonania.
J.S.:
Wielokrotne wizytacje parafii przez księży biskupów zawsze kończyły się dobrymi ocenami. Zaowocowało to przyznaniem Księdzu 1 grudnia 1992 roku tytułu Kanonika Gremialnego Kapituły Kolegialnej p.w. Św. Mikołaja w Grudziądzu. Czy miało to jakiś wpływ na dalszą pracę?
Ks. T.W.:
Z wdzięcznością przyjąłem ten wyraz uznania ze strony Księdza Biskupa. Pozostałem nadal i będę przede wszystkim kapłanem. W samej istocie kapłaństwa Chrystusowego jest największa jego godność i najgłębsza motywacja do pracy w Kościele - tam gdzie Bóg posyła...
J.S.:
Kilkanaście lat temu, po powrocie z Niemiec przenosi Ksiądz na nasze sampławskie podwórko pewne elementy z życia tamtego Kościoła. Może troszkę informacji na ten temat.
Ks. T.W.:
Praca na zastępstwie w duszpasterstwie szpitalnym (klinika w Koln) i parafialnym (Aufenau - na pograniczu Bawarii i Hesji) ubogaciła w doświadczenia. Inne tam warunki pracy niż u nas. Przede wszystkim mała grupa wiernych w „morzu" tych, którzy Boga „nie potrzebują"... Za to ci nieliczni są bardziej świadomi przynależności do Kościoła i swojej roli w nim, niż u nas „masy" wierzących. To pomogło mi zwrócić jeszcze bardziej uwagę na tworzenie i formację u nas grup modlitewnych, duszpasterskich, apostolskich. A z zewnętrznych form zachowań przejąłem stamtąd dostrzeganie od ołtarza nie „gromady" wiernych, ale osobowo człowieka w społeczności, we wspólnocie wiernych, choćby przez sposób pozdrowienia (na początku Mszy Św.) przez życzenia (związane z błogosławieństwem), dostrzeżenie zawsze i przedstawienie drugiego kapłana obecnego w liturgii.
J.S.:
Do innych cyklicznych już wydarzeń można zaliczyć organizowanie balów charytatywnych, wspomaganie najbardziej potrzebujących rodzin, przygotowywanie paczek dla wszystkich dzieci w parafii z okazji Św. Mikołaja.
Ks. T.W.:
Do tych wydarzeń można dodać jeszcze choćby to jedno: od pewnego czasu w obchód Odpustu Św. Bartłomieja Ap. włączono Dożynki z festynem Parafialnym. Wszystko to wytwarzało więź, łączyło, najpierw nas - organizatorów, a także społeczność parafialną, zwłaszcza uczestniczących, przez nich zaś „dotykało" i tych z boku stojących, ewentualnie zawsze krytykujących (- co też może być przydatne...).
J.S.:
Bardzo przeżywał Ksiądz brak dzwonu aż wreszcie w 2005 roku zapada decyzja o wykonaniu odlewu a 29 maja 2006 roku następuje jego poświęcenie. Stanowi on dla nas symbol, zwieńczenie trudnej, niezmierzonej żadną ziemską miarą pracy duszpasterskiej Księdza Kanonika. Mówię tu o pewnym podsumowaniu, bowiem 2 miesiące później przechodzi Ksiądz na emeryturę. Nie jest to chyba najłatwiejszy etap w życiu człowieka?
Ks. T.W.:
Poświęcenie dzwonu, za które jestem głęboko wdzięczny J.E. Księdzu Biskupowi Toruńskiemu, było radosnym przeżyciem Parafian i moim. Piękny, wymowny głos dzwonu osłodził to, co w życiu zwykle przychodzi. Trzeba ustępować miejsca młodszym, i należy to czynić wcześniej niż przyjdzie znacząca niewydolność, bo wtedy szkodzi się sobie, wiernym i zaniedbuje się obiekty sakralne, całe „gospodarstwo Boże". Według zewnętrznego (powierzchownego) spojrzenia i oceny odszedłem za wcześnie. Jednak rozważałem to i biorąc pod uwagę ubywające zdrowie, siły, to, że nie ogarniam już wszystkiego tak, jakby trzeba było, zdecydowałem się prosić Księdza Biskupa o zwolnienie mnie ze stanowiska proboszcza parafii (na 3 lata przed wiekiem w naszej diecezji przewidzianym). Na ile Bóg pozwoli, a nowy Ks. Proboszcz będzie potrzebował, jestem gotów służyć dalej Bogu w tej parafii jako mojej duchowej rodzinie, a na wezwanie też i poza nią. Wszystko w rękach Boga.
J.S.:
Jest grudzień 2008 rok, mija 51 rocznica pracy duszpasterskiej. Drogi Księże, wiem, że w kilku słowach nie da się przekazać wszystkiego, o czym można i trzeba powiedzieć, ale może chwila refleksji.
Ks. T.W.:
W tej refleksji jawi się cała droga kapłańska. Wdzięczność Bogu za dar powołania i uczestnictwa w Chrystusowym Kapłaństwie, za wiernych spotkanych na całej drodze kapłaństwa, za możliwość służenia im mocami Chrystusa, za uroczy Boży Świat dzieci i wymagającą, zobowiązującą młodzież, za więzi i dobro doznane. Jawi się też świadomość własnych błędów, słabości, zawodów sprawianych Jezusowi i ludziom, ale tu też uspokaja nadzieja, ufność w Boże Miłosierdzie i dar ludzkiego przebaczenia. Tak, że w podsumowaniu zostaje wdzięczność, radość i ufność, ufność też wobec zachodu słońca życia, który chociaż jest zachodem, to przecież i nowym wschodem -zatopieniem się w miłosiernej Miłości Ojca (jak zachodzące słońce w morzu...).
J.S.:
Szanowny Księże. Pozwól, że podziękuję Ci tradycyjnym „Bóg zapłać" za wszystko, czym nas obdarzyłeś i „Szczęść Boże" na to, co jeszcze zamierzasz zrobić.
Ks. T.W.:
Także serdeczne „Bóg zapłać" Pani, Droga Pani Jadwigo, i też „Szczęść Boże" - na dalsze „prowokowanie" kapłanów do refleksji nad ich życiem i służbą Bogu w ludziach.
Rozmawiała: Jadwiga Syguła